Każdy szanujący się fan Harry’ego Potter’a wie, kim są Dementorzy (jeśli nie czytałeś przygód najsłynniejszego czarodzieja wszech czasów, biegnij do biblioteki. I nie, nie ma znaczenia, czy masz 13, czy 33 lata). Otóż Dementorzy to zakapturzone istoty niszczące życiową energię mieszkańców magicznego świata. Sposób działania ponurych stworów jest przerażający – potrafią napaść na kogoś znienacka i przylgnąć do nieszczęsnej ofiary.
Bywa, że sami zamieniamy się w Dementorów – nasze pocałunki wydają się tak żarliwe, jakbyśmy chcieli wyssać z partnera duszę i osaczamy wybranka, niczym bluszcz, nie dając mu szansy na złapanie oddechu.
Poniżej parę przykładów par zakochanych, które skutecznie denerwują wszystkich wokół.
Całuj i szalej, nie pytaj co dalej
Do kawiarni wpadła rozchichotana dziewczyna i równie zadowolony z siebie chłopak. Byli dwudziestoparolatkami, pełnymi życia i odwzajemnionej miłości. Kiedy tylko zajęli miejsce przy stoliku, zaczęli się całować z takim zapałem, że nawet nie zauważyli, gdy kelner przyniósł im menu. W powietrzu wyraźnie unosiła się aura pierwszej, względnie drugiej randki, bo ich gesty, choć płomienne, nadal pozostawały niepewne i nerwowe. Inni klienci lokalu starali się odwracać wzrok, ale przerysowane pożądanie, wprost rozsadzające młodych ludzi, przykuwało spojrzenia. Każdy z obecnych bez trudu mógł sobie wyobrazić finał tego gorącego spotkania.
Mała rada: miłość najlepiej smakuje w rozsądnych dawkach. Jest z nią trochę tak, jak z jedzeniem lodów – gdy się nimi delektujemy, są super, ale kiedy wpakujemy do ust wielki kawał mrożonego deseru, od razu rozboli nas głowa. Uczucie okazywane ostentacyjnie szybko powszednieje. Pomyślcie też o tych wszystkich singlach… to znaczy o osobach, zirytowanych Waszym zachowaniem. Namiętne pocałunki zostawcie w domu – tam jest ich miejsce.
Zabiorę Cię do sklepu z cukierkami i pozwolę Ci polizać lizaka
Spokojnie, to tylko tekst jednej z piosenek 50 Cent’a, królującej na parkietach w 2005 roku. I – spójrzmy prawdzie w oczy – nie opowiada o miłośnikach słodyczy. Właśnie w jej rytmie kołysała się w klubie pewna licealistka, uwodząc chłopaka ruchami bioder. Nie pozostawał obojętny na tak zmysłowy taniec godowy i wkrótce dołączył do dziewczyny, by spędzić resztę wieczoru w gorących pląsach. Problem polegał na tym, że przyszli z koleżanką, która poczuła się nagle, jak piąte koło u wozu – i to takie betonowe.
Kolejna życiowa porada: jeśli masz partnera, bądź partnerkę i spędzacie wieczór ze znajomymi, ściągnijcie nieco cugle namiętności. Mając przed sobą parę zakochanych, przyklejonych do siebie, jak glonojad do szyby akwarium, można się poczuć bardzo niezręcznie. Pieszczoty zachowajcie na kameralną randkę, a w towarzystwie dyskretny całus wystarczy.
Facebookowe Love
Każdy Facebookowicz ma w gronie znajomych przynajmniej jedną, obsesyjnie skupioną na swoim życiu miłosnym, osobę. Ty i pozostali użytkownicy stajecie się milczącymi świadkami sercowych wzlotów i upadków, przy których „Braveheart” lub „Buntownik z wyboru” to opowiastki dla dzieci. Akt pierwszy – lawina zdjęć z parą zakochanych w roli głównej, strojących śmieszne miny i całujących się na tle zachodzącego słońca. Te trzaskane bez opamiętania selfies, krzyczą: „Patrzcie, jacy jesteśmy fajni!” Pod fotografiami mnóstwo komentarzy autorstwa samych zainteresowanych, deklarujących dozgonną miłość i przywiązanie. Wszystko to opatrzone niezliczoną liczbą serduszek, kwiatków, prosiaczków i kaczuszek. Akt drugi: rysa na szkle – coś złego dzieje się w raju i każdy, absolutnie każdy musi o tym wiedzieć. Wokół rozbrzmiewa chór przyjaciółek-pocieszycielek i kumpli piszących: „Olej to!” By dodać tragizmu sytuacji, ona wspomina ich pierwsze randki, robiąc aluzje do niewielkiego przyrodzenia (wkrótce już byłego) partnera, a on zasypuje ściankę cytatami mówiącymi, że wszystkie kobiety to zołzy. Akt trzeci, ostatni – dwa warianty: jeden z nich optymistyczny: para zakochanych wraca do siebie i wszystko wraca też do normy. Drugie rozwiązanie, znacznie częstsze: miłość tonie w lawinie piętrzących się nieporozumień i żadna próba reanimacji jej już nie ożywi.
Rada numer trzy: skupcie się na spokojnym budowaniu relacji, facebookowy ekshibicjonizm na pewno w tym nie pomoże.
Prawdziwa miłość nie szuka poklasku
Uwaga, pora na kącik poetycki: miłość jest, jak drogocenny klejnot. Trzeba o nią dbać i chronić przed ciekawskimi spojrzeniami. Wystawiana nieustannie na widok publiczny, traci na wyjątkowości i przysparza więcej wrogów, niż przyjaciół. Dlaczego? Dlatego, że pewne gesty, słowa, zachowania i pieszczoty powinny pozostać w sferze intymnej. Zastanówcie się z resztą: czy szczere, głębokie uczucie naprawdę potrzebuje poklasku?